Gorący news

Zapraszamy na zakupy do sklepu stacjonarnego i internetowego www.ustefiego.pl

 

<

Fenomen Andrzeja Grubby

Będziemy co jakiś czas wracać do tej postaci, bo przecież inaczej nie można.

Image

fot. Andrzej Nowak

Kiedy oglądamy zdjęcia z uroczystości 75-lecia PZTS musi Andrzej stanąć przed oczami. On na tych uroczystościach być powinien. Los, Bóg zdecydował jednak inaczej. Zaprezentowano ciekawy film, gdzie umieszczono m.in. fragmenty jego gier.

Tak na marginesie: myślę, że warto ten film rozpropagować wśród środowiska tenisa stołowego. Sam chętnie bym jeden egzemplarz zakupił.

Wracając jednak do Andrzeja – o nim trzeba i warto pisać.

Dziś chciałbym się zastanowić nad fenomenem jego postaci. Jego gry, motoryki, charakteru. Jest to na pewno spojrzenie subiektywne i pewnie wyrywkowe. Wiele wniosków i obserwacji czerpię z własnych przemyśleń i opowiadań innych. Ale od czegoś trzeba zacząć. Zachęcam też osoby, które go znały lepiej do dzielenia się swoimi spostrzeżeniami i historiami, których byli świadkami, a które wiążą się z Andrzejem.

1. Fenomen „Gry Andrzeja”

Miałem to szczęście, że przez parę lat trenowałem na jednej sali z Andrzejem Grubbą. Pamiętam takie jedno zdarzenie: to chyba był mój pierwszy kontakt z jego grą. Graliśmy najprostszy pod słońcem element: wymianę półwolejową bekhend po przekątnej. Jakież było moje zdziwienie kiedy zauważyłem, że Andrzej nie gra zwykłej, bezmyślnej klepanki bekhendowej z małą rotacją i charakterystycznym głośnym odgłosem. On wszystko zwracał z rotacją. Każdy półwolej był grany z lekkim górnym spinem. Było to nieprzyjemne i trudniejsze w odegraniu.

Prekursorem tego grania w Europie był jak wiadomo Tibor Klampar. I pewnie dlatego już jako pan z brzuszkiem w 1988 roku na pierwszych IO w Seulu zagrał jeszcze w półfinale. Andrzej w tym sposobie grania wyprzedził o około 15 lat swoją epokę. Dziś jak wiadomo jest to już obowiązujący trend. Wystarczy spojrzeć na grę np. Timo Bolla. A na wszystkich sympozjach, we wskazaniach treningowych (patrz artykuł: wskazówki treningowe Niemieckiego Związku Tenisa Stołowego DTTB – dział poradnik) podkreśla się znaczenie nadawania piłce górnej rotacji w zagraniach takich jak półwolej bekhend czy blok bekhend.

Andrzej Grubba nie porażał przeciwnika siłą gry. Wiedząc o tym, w swojej grze koncentrował się na dokładnym umiejscawianiu piłek tam gdzie przeciwnik się tego najmniej spodziewał. Stąd bardzo duża liczba zagrań po prostej, gdzie przeciwnik ma mniej czasu na reakcję.

Jednak chyba największą zaletą jego gry było fenomenalne czucie piłki. Z tego powodu grał bardzo dobrze nad siatką. A jego krótkie świetne techniki przebicia i flipy czyniły go też bardzo dobrym partnerem w deblu. Zresztą swoją wielką międzynarodową karierę rozpoczął od wielu zwycięstw w parze z Leszkiem Kucharskim. Szkoda tylko, że ci wielcy zawodnicy nie potrafili siebie wzajemnie zaakceptować. A wzajemna rywalizacja ich rozdzieliła i być może przeszkodziła w zdobywaniu najwyższych laurów.

Andrzej bardzo czysto uderzał piłkę i miał świetny timing, czyli optymalny moment uderzenia piłki. Można było z innymi zawodnikami na rozgrzewce przy półwolejowych elementach popełniać masę błędów, podchodziło się do stołu z Andrzejem Grubbą i w tych samych elementach błędów było jak na lekarstwo. Tak dokładnie i czysto odgrywał piłki.

Andrzej był zawodnikiem wszechstronnym, nie miał w swojej grze słabych punktów. Grał obustronną rotacją, szczególnie znany był jego niezapomniany topspin bekhend. Przez spory okres czasu miał kłopoty z topspinem forhend. Ale i to uderzenie w końcu bardzo dobrze opanował. Potrafił wygrywać wymiany kontratopspinowe z najlepszymi na świecie. Grał świetnie blokiem, potrafiąc łączyć klasyczny pasywny blok z aktywnym (grany z lekką górną rotacją), by następnie przejść do kontrataku.

Był świetnym singlistą i deblistą, grał świetnie w miksta, (jego jedyny zresztą złoty medal z ME to pierwsze miejsce w turnieju mikstowym z 1982 roku z Bettine Vriesekop), dlatego w swojej kolekcji medali ma krążki we wszystkich konkurencjach.Wygrywał wielokrotnie klasyfikację na najlepszego zawodnika turnieju drużynowego na ME, czy MŚ.

Z tego też powodu wielokrotnie stawał do turnieju singlowego po tygodniu zmagań w drużynówce. Pewnie to było też jedną z przyczyn nie zdobycia upragnionego złota w singlu.

Bardzo dobrze zmieniał rytm gry. I znowu staje mi przed oczyma zdarzenie na sali treningowej: Andrzej grał z Leszkiem Kucharskim jeden ze słynnych pojedynków treningowych. Doszło w pewnym momencie do wymiany kontratospinowej. Obydwoje grali w 2 – 3 strefie na przemian kontratopspiny, ale w pewnym momencie Andrzej szybko podbiegł do stołu i odegrał piłkę lekkim blokiem forhendowym po prostej. Leszek ani drgnął przygotowując się do kolejnego kontratopspina. Moim zdaniem ta jedna piłka jak w soczewce odbija różnice w grze i klasie, sposobie i filozofii gry tych dwóch wspaniałych zawodników.

Andrzej, będąc klasycznym samoukiem, bardzo szybko się uczył nowych umiejętności. Będąc już na szczycie przegrał finał Pucharu Świata ze znakomitym obrońcą z Chin Chen Xinhuą. W finale, wiedząc, że nie ma praktycznie szans, zagrał chyba jedną z najwspanialszych, a na pewno najbardziej widowiskową grę wszech czasów. Potem w wywiadach podkreślał, że był to jedyny sposób wyjścia z twarzą z tego pojedynku, bo jak sam twierdził, Chen w tamtych czasach był jedynym zawodnikiem na świecie, z którym Grubba nie miał szans. Gry na obronę nauczył się dopiero później, ogrywając potem bezlitośnie Chena wiele razy.

Ale słaba gra na obronę zahamowała na pewno rozwój tego wspaniałego zawodnika. A na pewno opóźniła o parę lat jego awans do czołówki. Tym bardziej dziwi wtedy i później lansowana przez ówczesnego trenera kadry Adama Giersza groteskowa teoria, że obrońca nie ma szans rozwoju i może być tylko sparingpartnerem.

Te „kanapowe“ przemyślenia pokutują do dziś w niektórych środowiskach trenerskich w Polsce. I są przyczyną zastoju i porażek naszych najlepszych zawodników z przedstawicielami stylu defensywnego.

Ale miało być o Andrzeju Grubbie. Jakim talentem w moim pojęciu (patrz artykuł: „Talent w tenisie stołowym” dział felietony) musiał być nasz mistrz rodem ze Starogardu Gdańkiego, skoro potrafił mimo wielu ograniczeń – często niezależnych przecież od niego – okazać się w latach późniejszych prawdziwym ekspertem w grze przeciwko najlepszym obrońcom na świecie.

Miało być jeszcze o charakterze i motoryce Andrzeja Grubby.

Ale temat jego gry – co teraz już wydaje mi się oczywiste – tak mi się rozrósł, że napiszę o tym następnym razem.

Zbyszek Stefański

Dodaj komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

NEWSLETTER

Zapisz się do newslettera i bądź zawsze na bieżąco

O nas

Portal www.time-out.pl powstał w głowie 2 osób Zbyszka Stefańskiego i Rafała Kurowskiego. Nie udało mi się ustalić dokładnej daty rozpoczęcia naszej działalności. ale po kolei....
Czytaj więcej

Na skróty

Facebook

Znajdź nas na Facebooku