Jako trener i zawodnik funkcjonowałem w polskich realiach tenisowych 15 lat. Jako zawodnik i trener pracuję w Niemczech od lat 9. Mam więc skalę porównawczą. Czuję się więc kompetentny porównać niektóre elementy systemu szkolenia w Niemczech i w Polsce.
Tym bardziej, że narosło w tym temacie dużo mitów i kanapowych teorii.
W Niemczech według różnych statystyk gra w tenisa stołowego amatorsko, bądź zawodowo od 700 tys do 2 mln zawodników. Pod względem zarejestrowanych graczy niemiecki związek plasuje się na dobrym 7 miejscu w swoim kraju. Siłą rzeczy konkurencja, czy ilość organizowanych turniejów jest nieporównywalnie większa, niż w Polsce. Jest to szczególnie syptomatyczne na tle tak znikomej ilości tego typu imprez w Polsce. Jeśli do tego dodać dziwne dla mnie zdanie w tej sprawie wielu naszych trenerów – uważają, że liczba turniejów w Polsce jest wystarczająca – to uwidacznia to tylko skalę problemu. Wielu naszch trenerów zasklepia się w swoim światku i sali treningowej. Jest to szczególnie uderzające w porównaniu ze zdaniem zawodników i trenerów od lat żyjących w innych krajach. Zarówno Aniam Smykowska (Francja) jak i Mirek Moszczyński (Szwecja), czy nawet ja sam (Niemcy) zauważamy szczególnie ważną rolę w udziału w jak największej ilości turniejów.
Inną sprawą jest bogactwo tego kraju. Sam land Bayern ma roczny dochód brutto niewiele mniejszy, niż cała Polska. Do Niemiec ściągają rzesze bardzo dobrych zawodników i trenerów z całego świata. Ci pierwsi powodują, że rodzime rozgrywki ligowe stoją na bardzo wysokim poziomie. Ci drudzy wykonują krecią robotę w tysiącach małych klubików dostarczając swoich wychowanków do kadr wojewódzkich, makroregionalnych i reprezentacyjnych. Casus Miroslawa Klose i Lukasa Podolskiego jest szczególnie widoczny w niemieckim tenisie stołowym pod nazwiskami Ovtcharova, Michajlovej, rodziny Solja i rzeszy chińskich zawodniczek z niemieckim paszportem. Do tego wszystkiego trzeba dodać niemiecki model wychowania dziecka. Stawiana ono je w centrum wszechświata jako nieomylne. Na porządku dziennym jest postawa roszczeniowa i przekonane, że się zawsze ma rację.
Podsumowując moje rozważania można więc wymienić czynniki, które niejako z urzędu stawiają Niemcy w bardzo uprzwilejowanej sytuacji, a mianowicie:
1. Masowość i bardzo dobrze rozwinięty system rozgrywek amatorskich.
2. Zdecydowanie większa liczba wykwalifikowanych trenerów i instruktorów, w dużej mierze z zagranicy.
3. Większe pieniądze w systemie.
4. Zdecydowanie większa ilość organizowanych turniejów, co pociąga za sobą o wiele lepsze ogranie przeciętnego zawodnika.
5. Silna liga.
DTTB – odpowiednik polskiego PZTS to dobrze zorganizowana maszynka do zarabiania pieniędzy. Ale nie pieniędzy nabijających kieszeń pinpongowych prezesów – biznesmenów, tylko autentycznie zasilających kasę związkową.
Mimo to uważam, że gdyby Polska miała 10 – 15% środków finansowych, które mają Niemcy to bylibyśmy europejską i światową potęgą.
Następną sprawą na którą chciałbym zwrócić uwagę to funkcja i osoba działacza w obu krajach. W Niemczech w zarządach takich instytucji jak DTTB zasiadają ludzie dla których tenis stołowy nie jest źródłem dochodu. Mają swoją własną pracę, a działalność w związku traktują społecznie.
Taki prezes DTTB Thomas Weikert jest z wykształcenia prawnikiem i posiada swoją kancelarię prawniczą. U nas jest już niestety tradycją, że kolejni prezesi, czy większość członków zarządu żyje z tenisa stołowego uwikłani w różne wzajemne powiązania. Czy nie jest też znamienne, że w miejscach siedzib największch tenisowych firm ( Gdańsk, Gliwice) nie ma żadnych klasowych drużyn, a wieloletnie piękne tradycje to sterta pożółkych kartek? Sekcje tenisa niedawnych tenisowych potęg AZS Gdańsk i AZS Gliwice utrzymują się dzięki kilku zapaleńcom.
Czytając wyniki ostatnich ME juniorów i kadetów przecierałem oczy ze zdumienia. Niemiecka ekipa zdobyła kilkanaście medali i to prawie w większości z przeciętnymi zawodnikami. Jednak zgranie paru wyżej opisanych elementów wystarcza do tego, aby tak sie stało. Polska ma dobrą szkołę tenisa stołowego. Przy odrobinie dobrej woli i mądrym niekoniukturalnym postępowaniu może i powinno być znacznie lepiej.
Zbyszek Stefański
Portal www.time-out.pl powstał w głowie 2 osób Zbyszka Stefańskiego i Rafała Kurowskiego. Nie udało mi się ustalić dokładnej daty rozpoczęcia naszej działalności. ale po kolei....
Czytaj więcej
Dodaj komentarz