Gorący news

Zapraszamy na zakupy do sklepu stacjonarnego i internetowego www.ustefiego.pl

 

<

Krzysztof Piwowarski pisze

Kraina króla Ubu.

Prawda o polskich trenerach i zawodnikach, czyli dlaczego jest i będzie źle. Tak będziemy hejtowali polskie szkolenie kadry narodowej seniorek i seniorów.

Od paru lat polskie reprezentacje przeżywają: kobiety – regres, panowie – stagnację. Taka panuje opinia wśród sympatyków dyscypliny. Prawdziwa czy fake news? By na to odpowiedzieć, musimy sobie wyjaśnić, co się dzieje z polskimi reprezentacjami. Jest do tego doskonała chwila, gdyż, jak szepczą dobrze poinformowani, trenerzy kadry dostają wymówienia, a niebawem ma być ogłoszony konkurs na te stanowiska. Nie jestem zwolennikiem funkcji trenera kadry w takim ujęciu jak do tej pory to działa, raczej bym optował za rolą selekcjonera, coacha kadry narodowej seniorów, seniorek. By zmienić to wszystko, co do tej pory działa, trzeba by przenicować cały świat tenisa stołowego seniorów, aby tego dokonać, trzeba mieć pomysł.

Czy taki pomysł na polski tenis stołowy ma nowy prezes Dariusz Sz., nie wiem. Raczej nic o tym nie słychać, chyba że gdzieś w zakamarkach „starego kina” powstają strategie dotyczące polskiego tenisa stołowego. Na razie parafrazują film, „jak pozbyć się starszej pani”, konstruuje się scenariusz „jak pozbyć się makra”.

Chiński tenis stołowy wyprzedził resztę świata o dobry parsek. Dokonał tego dosyć niedawno – w ostatnich 20 latach, w sposób niebywały. Reszta świata nie zdążyła mrugnąć, gdy oni odlecieli.

Czy jest szansa, by ich dogonić? By zauważyć tę szansę, trzeba zejść z drogi, na której jesteśmy i przeskoczyć na szybszy pas, bardziej konsekwentny. Czy ma kto na ten pas przeskoczyć? Nie widzę nikogo takiego wśród faworyzowanej kadry trenerskiej, ba, nie ma takich i wśród działaczy.

Problem polega według mnie na tym, że zatrzymaliśmy się metodologicznie i organizacyjnie na połowie lat 90, co spowodowało, że nie jesteśmy w stanie przeskoczyć samych siebie. Zaraziliśmy (niektórzy na pewno) się mentalnie wzorcami z lat chwały Andrzeja, Leszka, Lucjana, Tomasza. Co więcej, uznaliśmy, że wychowankowie tego czasu przekażą sukces swoim następcom !!!

NIC TAKIEGO nie nastąpiło, a dzieci tego czasu, jak Such, Perek, Górak nie dokonały niczego istotnego. Między Bugiem a Odrą, Rysami a Jastrzębią Górą osiągnęli może lokalny sukces, ale nie wpłynęli tym na rozwój polskiego tenisa stołowego.

Polski tenis stołowy to trzy światy: męski, kobiecy, i młodzieży. Zacznijmy od tego najczęściej negatywnie opisywanego i krytykowanego – kobiety.

Polska nigdy nie miała sukcesów w kobiecym tenisie stołowym. Mimo że istniały warunki, sukcesów zabrakło. Kobiecy tenis stołowy to była związkowa zapchajdziura, a władze PRL były postępowe, nie tam jakiś zaścianek, czy peryferie postępu (tak w uproszczeniu). Podobnie było w Europie.

Dopiero rywalizacja z Azją zaczęła coś zmieniać, liderki, czyli migrantki z Chin stawały się pełną gębą kobietami Europy. Tylko Węgry, Rumunia, ZSRR czyli Rosja, Białorusia to jednolite etnicznie zawodniczki, zaś w nacjach z Europy zachodniej – wymieszanie rasowe. Polska na tym tle jawiła się jak skansen, ale do czasu. Jurek Grycan wprowadził młodziutką migrantkę Miao Miao (1981), która zaczęła odnosić wielkie sukcesy w barwach Polski, jednak od kiedy została Australijką, to dla nich zwyciężała jako seniorka. Jerzy Grycan potrafił młodziutkiej Chince, z dala od Chin zaszczepić profi tenis stołowy. Nie udaje się to w stosunku do innych zawodniczek, rodowitych Polek.

Pod koniec pierwszej dekady XXI w. trenerem kobiet zostaje Michał Dziubański. Jest w trudnej sytuacji, ale też w idealnej: zaczyna od zera, bez presji wielkich oczekiwań. Trafia mu się rodzynek i dziegieć zarazem, czyli Li Qian

Zarząd PZTS traktuje kobiety jak zło konieczne. Nie chce, ale musi, dostaje mu się trener, który się stara. Jest jedno „ale”, które wyjdzie niebawem, lecz nikt na to już nie zwraca uwagi. Trener Michał może i ma przygotowanie warsztatowe, ale brak mu przygotowania systemowego i zaczyna popełniać błędy za przyzwoleniem związku, który też nie ma systemu dla kadry kobiet. System ten powiela od szkolenia facetów, tylko ni jak ma się to do kobiet.

Kobiety to dziwna nacja. Emocjonalne, często narcystyczne, pobudliwe, ale w polskich warunkach sport to nie jest priorytet. Z całej gamy zdolnych zawodniczek udaje się wyłuskać dwie, dosłownie dwie zawodniczki, które wierzą, że gdy poświęcą życie osobiste tenisowi stołowemu, to coś osiągną sportowo. Udaje się na poziomie krajowym, są najlepsze w Polsce. Poza Li Qian reszta wyraźnie odstaje. To było nieuniknione. Nakłady finansowe, treningowe niewspółmierne do poniesionych na inne zawodniczki musiały tak zaowocować. Sukces tych zawodniczek potwierdził umiejętności warsztatowe trenera kadry kobiet Michała Dziubańskiego, zarazem obnażył brak wsparcia systemowego. Nie potrafił przyciągnąć innych zawodniczek, by były podobnie zaangażowane. Jako trener kadry narodowej miał obowiązek takie działania podjąć, a nie godzić się na rezygnację poszczególnych panien z roli reprezentantek. Zabrakło mu umiejętności motywacyjnych, chęci poświęcenia się dla innych niż wyłuskane wcześniej.

Ciche zezwolenie działaczy PZTS na takie funkcjonowanie kadry kobiet doprowadziło nas (lub doprowadzi) do pustki pokoleniowej. Gdy obecne kadrowiczki pójdą na macierzyński, nie będzie nic, dosłownie nic wartego opisania, ani zawodniczek, ani systemu.

Osobnym zjawiskiem jest Li Qian, która nie wniosła nic trwałego do polskiego ts, oczywiście poza sobą. Korzystając ze środków społecznych i wykorzystując miernotę zarządzających, pogłębiła tylko dystans między sobą a pozostałymi zawodniczkami. Oczywiście, że to nie jej wina, lecz cwaniactwo niektórych działaczy, przypadłości systemu oraz brak potrzeby konkurencji spowodowały, że jak nie mieliśmy nic, tak nadal nie mamy.

Kobiety, ach kobiety, z Wami wieczny jest ambaras. By polski tenis stołowy kobiet uległ zmianie, potrzebne są zmiany systemowe, organizacyjne, osobowe. Potrzeba dojść do ambitnych zawodniczek, którym się jeszcze chce, którym zależy na zmianach, trzeba im zaproponować coś innego niż do tej pory, musi być to na tyle atrakcyjne, żeby można było z wózkiem przyjść na salę.

Polska kadra kobiecego tenisa stołowego poza wspomnianymi trzema filarami stoi na niczem, reszta zawodniczek, której rzuca się ochłap reprezentacyjny lub strój reprezentacyjny, jest wynikiem jakiegoś dilu, by wykazać, że i ślepej kurze trafi się ziarno.

Czy to ma cos wspólnego z planowaną i metodyczną pracą nad budowaniem polskiego kobiecego tenisa stołowego? Ekstraklasa kobiet stoi na zawodniczkach zagranicznych (zresztą męska też), bezpośrednie zaplecze, czyli 1 liga odstaje o klasę, dwie od ekstra i to się nie zmienia. Dlaczego miałoby się zmieniać, gdy wyszkolenie w klubach leży, brak materiałów metodycznych w tym zakresie, brak pędu trenerów do uzupełniania wiedzy. Zresztą, po co się męczyć w podnoszeniu wiedzy, jak z tego nic nie ma. PZTS rozdaje licencje trenerskie bez weryfikacji kwalifikacji, a kluby występują o nie dla każdego, kto w klubie o to poprosi, bo przecież trener to brzmi dumnie. Widzę czasami tych tzw. trenerów, jak dumnie paradują w pomiętych dresach i obsztorcowują podopieczne. Tak też można, tylko to nijak ma się do wzrostu poziomu polskiego tenisa stołowego.

Potrzebujemy kompleksowej metodologicznej zmiany polskiego tenisa stołowego, nie tylko kobiecego, ale także męskiego. Tylko tyle, że w kobiecym nie zrobi się niczego złego, jeżeli nastąpi zmiana, bo jest tak źle, jak źle nie było nigdy. A wina obecnego trenera kadry polega na tym, że nie chciał ryzykować i ustawił się w bezpiecznym szeregu, ani z przodu, ani z tyłu.

O kadrze męskiej za tydzień, lub coś koło tego!!!

Krzysztof Piwowarski

Komentarz redakcji: Zgadzam się w wielu kwestiach z autorem, ale w pewnych nie.

Nie zgadzam się fundamentalnie w jednej – cytuję – Pod koniec pierwszej dekady XXI w. trenerem kobiet zostaje Michał Dziubański. Jest w trudnej sytuacji, ale też w idealnej: zaczyna od zera, bez presji wielkich oczekiwań. Trafia mu się rodzynek i dziegieć zarazem, czyli Li Qian.

Michał Dziubański dostał oprócz Li Qian najbardziej utalentowaną i już wtedy utytułowaną grupę rodowitych polskich zawodniczek. To wtedy już m.in wielokrotne medalistki młodzieżowych ME, a nawet MŚ juniorek. Wspomnę tylko takie nazwiska jak: Szymańska, Partyka, Grzybowska, Kusińska, Szczerkowska i inne. Koniec tematu…

Z.S

Dodaj komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Komentarze

Nat / 20.05.2017

Słusznie prawi Piwowarski. Dziubański przeznaczył 90% środków i 100% zaangażowania na Partykę i Grzybowską przez ostatnie 10 lat. Sam się wysadził. Kusinska ma chorą głowę i ciało. Bajor przewidywalną grę i nadwagę. Sikorska walczy za swoje. Szymańska na śmietnik. Stefańska tylko ze wsparciem Nęcka. Młode to jak europejki do chinek. Poziom żaden.

NEWSLETTER

Zapisz się do newslettera i bądź zawsze na bieżąco

O nas

Portal www.time-out.pl powstał w głowie 2 osób Zbyszka Stefańskiego i Rafała Kurowskiego. Nie udało mi się ustalić dokładnej daty rozpoczęcia naszej działalności. ale po kolei....
Czytaj więcej

Na skróty

Facebook

Znajdź nas na Facebooku