Gorący news

Zapraszamy na zakupy do sklepu stacjonarnego i internetowego www.ustefiego.pl

 

<

Krzysztof Piwowarski pisze

Za chwilę rozpoczną się odłożone z powodu pandemii Mistrzostwa Europy w tenisie stołowym 2020.

Będziemy je obserwować za pośrednictwem ITV. Czy to bolesne dla kibiców, raczej nie, gdyż na warszawskim Torwarze rzadko było tylu kibiców, by to było wyraźnie dostrzeżone, więc odgórna obstrukcja kibicowska nie wpłynie na bezpośrednią oglądalność na hali, ale co najwyżej na jakość przekazu ITV.

Niejaki Łukasz Schreiber, minister w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, wali peany o stanie polskiego tenisa stołowego, wychwala władze związku. Robi to bez zająknięcia, aż z tej słodyczy zbiera się na nudności.

Wróćmy do rzeczywistości.

Szanowny Panie Prezesie Szumacher, czytam, jak to Pan bronił przed ITTF obrazu polskiego i europejskiego tenisa stołowego, że nawet Pan popiera propozycje zmian, ale ma Pan uwagi do nich, bo nie uwzględniają interesów klubowych.

Panie Prezesie, reprezentuje Pan identyczne poglądy, jakie w latach 60. panowały w tenisie ziemnym. Jest Pan obrońcą starego skostniałego systemu, który przynosi korzyści tylko działaczom klubowym, a nie zawodnikom. Bym powiedział: jest Pan zwolennikiem modelu rodem z PRL-u, oczywiście nie tylko Pan, ale cała wierchuszka obecnego zarządu PZTS, która jak jemioła obsiadła zdrowe drzewo, wysysając z niego soki, aż do wyschnięcia. W Waszym rozumieniu to nie zawodnik, a klub jest beneficjentem wysiłku, jaki musi ponieść zawodnik, by być lepszym.

Musi Pan przyznać, że głównym beneficjentem jest klub, nie zawodnik. Stworzony przez Was system nie czyni z zawodnika osi, wokół której kręci się działanie klubu. Zawodnik jest tylko dodatkiem, gadżetem do pozyskiwania budżetowych środków.

Polski tenis stołowy nie jest nastawiony na sukces zawodnika, inaczej niż w tenisie ziemnym obecnie, a raczej zawodnik jest potrzebny do ozdoby. Najlepszym przykładem są ostatnie IMP w Arłamowie, wszystkie środki Związki zostały ukierunkowane na odbycie się zawodów, a nie na odpowiednią gratyfikację wyróżnionych zawodników, wysokością tych nagród obraziliście sportowców. Wstyd.

Tenis stołowy to nie piłka nożna, siatkówka i trudno z tymi dyscyplinami walczyć, ale przez naście lat niczego nie zrobiliście lub nie umieliście zrobić, by uczynić ją tak samo popularną, jak biegi narciarskie, skoki narciarskie. Tu także zawinili poprzednicy, ale Pan i poprzednicy przyczynili się do jeszcze większego doła.

Panie Prezesie, polski tenis stołowy potrzebuje wielkiej zmiany, by nie zniknąć z „totolotka”, ale tej zmiany nie dokona Pan, ani żaden z pańskich kolegów związanych z klubami superligi czy ekstraklasy. W Polsce nadszedł czas, by zawodnik był centrum zysku, a klub centrum kosztów. Ale aby tak się stało, potrzeba zmiany mentalności i zrozumienia historii, by myśleć o dobrej przyszłości.

Hofta superligi czy ekstraklasy oplotła polski tenis stołowy powoli i systematycznie go połykając, jak anakonda swoją ofiarę. Ta pseudozawodowa namiastka rozgrywek zawodowych tenisa stołowego, której bliżej do zmanipulowanego współzawodnictwa niż do prawdziwej rywalizacji. Od 2009 trwa powolna i systematyczna degrengolada uczciwej rywalizacji sportowej, zasady fair play legły w gruzach.

Abordaż superligi na zarząd PZTS okazał się skuteczny. Na jak długo, nie wiadomo, ale szkody w rozwoju polskiego tenisa są trudne do naprawienia, a być może już się ich nie da naprawić.

Trzeba pamiętać i sobie wbić do szarych komórek raz na zawsze, że tenis stołowy to nie sport zespołowy, a tak zwane rozgrywki drużynowe to próba oszustwa dla wyciągnięcia mamony od niezorientowanych. Jak mi udowodnicie, że istnieje coś takiego jak zespołowy tenis stołowy, to macie nagrodę Nobla w każdej dziedzinie.

ITTF zrozumiał to po latach i idzie drogą, jaką 50 lat temu wyznaczył tenis ziemny. Nasi działacze dalej są na poziomie rozwoju z lat 50./60. i trzymają się tego modelu. Jednak empirycznie dowiedziony rozwój tenisa ziemnego wskazuje, że tą drogą powinien podążyć tenis stołowy, inaczej zostanie zjedzony przez inne sporty, a w obecnej wersji ostanie się w świetlicach i knajpach.

Tylko Europa usilnie trzyma się modelu klubowego, bo taka tradycja, ale jak długo.

ITTF, tworząc koncepcję WTT, ma na celu zwiększenie konkurencyjności tenisa stołowego na światowym rynku sportowym. Nadrzędnym celem WTT jest profesjonalizacja międzynarodowych rozgrywek tenisa stołowego poprzez zwiększenie ich atrakcyjności dla kibiców, wzmocnienie pozycji najlepszych zawodników jako światowych ambasadorów dyscypliny oraz zwiększenie zainteresowania tenisem stołowym mediów i sponsorów.

Jak czytam w necie, szereg wymagań formalnych względem organizatorów turniejów WTT oraz niekorzystne zmiany w organizacji systemu rozgrywek oraz światowym rankingu wywołały falę oburzenia europejskich organizacji tenisa stołowego. Nowe standardy narzucone przez ITTF znacząco utrudniły organizację turniejów międzynarodowych w Europie oraz negatywnie wpływają na klasyfikację europejskich zawodników w rankingu światowym.

Czy polski tenis stołowy jest przygotowany do tych wyzwań? Nie, gdyż oparty jest nie na rywalizacji indywidualnej, ale na patriarchalnej ocenie zawodnika. To nie aktualny stan jakościowy decyduje o tym, czy zawodnik zostanie powołany do reprezentacji, ale system układów wewnątrz związku.

Związek w swojej bieżącej działalności silny nacisk kładzie na tzw. przyciągnięcie dzieci, na podniesienie jakości wyszkolenia trenerów i instruktorów. I co, i nic. Nikt nie zrobił analizy, co z tych „pingpongowych marzeń” wyszło, ilu zawodników i zawodniczek, na trwale zostało przy tenisie stołowym?!

Polski tenis stołowy kończy się na poziomie młodzieżowca, do seniora docierają nie zawsze najlepsi, a o kobietach nie warto wspominać, bo one kończą dużo wcześniej. Co związek ma do zaoferowania tym najlepszym, oferta jest żadna. I faktycznie kluby jawią się jako „rajska jabłoń”. Czy to źle, świat się zmienia, stawia raczej na indywidualizm, masowość. Ilość zmienia się w jakość, w produkt. Tenis stołowy to nie zespół, który można zindywidualizować, drużyna to zbiór indywidualnych bohaterów, od których postawy zależy sukces drużyny, suma pojedynczych „+ lub -” daje wynik. Czy będziemy dopingować Marka B., wołając Bogoria, czy Badi, Badi?

Kierunek zmian, który narzuca ITTF, wymusza zmiany, chcemy tego, czy nie, musimy zmienić nasz sposób myślenia i organizacji dyscypliny w Polsce. Tym zmianom nie sprzyja i nie będzie sprzyjać dominacja klubów z najwyższej półki rozgrywkowej, ich udział musi być ograniczony, inaczej grozi nam głęboki regres.

Panie Prezesie, laurka wystawiona Panu przez ministra Łukasza Schreibera, gdy polski tenis stołowy jest w ruinie, jest jak „gwoździk do kożucha”. Organizacja, którą od paru lat Pan kieruje, jest ruiną organizacyjną, zaniedbane sprawy sędziowskie, gdzie ryczałty sędziowskie pamiętają czasy SLD, a struktura sędziów – czasy średniego PRL. Regulamin współzawodnictwa, zamiast być trwałym i stabilnym elementem rozwoju klubów, jest przez zarząd bez przerwy zmieniany i dopasowywany do potrzeb niektórych klubów. Długo by wymieniać listę niedociągnięć, ale zbyt wielka swoboda pozostawiona zarządowi w kształtowaniu warunków organizacyjnych doprowadziła do recesji dyscypliny na tle innych w Europie, by nie wspomnieć o świecie.

Panie Prezesie, wyszkolenie kadry narodowej jest poza systemem kontroli bieżącej i długookresowej nie tylko w wymiarze osiągniętych wyników sportowych, ale także co do oceny poniesionych kosztów do osiągniętych wyników sportowych, oceny efektywności naboru i stabilności pozostania przy dyscyplinie. Można mnożyć typy kontroli, oceny osiągniętych wyników.

Jestem ciekaw, czy Zarząd wdroży KONTROLĘ prowadzonego przygotowania do ME „naszej” czołowej zawodniczki Li Qian. Dziwna kontuzja tuż przed ME, mnie to śmierdzi!!!

Szukałem pozytywów, nawet miałem nadzieję, że coś Pan chce zmienić, te szkolenia trenerskie na początku kadencji budziły nadzieję, ale to była tylko nadzieja. Oparł się Pan na tym, co najbliżsi współpracownicy Panu zaoferowali. Czy to był dobry wybór, nie wiem, wyników nie widzę, a może nikt nie chce ich pokazać.

ME to czas przyznawania sobie medali i wyróżnień, czy zasłużonych – sami sobie odpowiedzcie.

Pandemia zaorała społeczną komunikację, kilku kolegów odeszło bezpowrotnie, cześć ich pamięci!!!

Panie Prezesie, jest jednak światełko nad stołem. To amatorzy, którzy mieli trudniej niż ci klubowi, nie pozwolili upaść pinglowi, ba, znaleźli niszę, gdzie w trudnych pandemicznych czasach, gdy nie można było niczego, to oni rywalizowali bez względu na porę dnia, pogodę, wskazując, że tak też można.

Polski tenis stołowy potrzebuje rozmowy o przyszłości, nie w wykonaniu reaktywowanej „rady trenerów”, ale licznie występujących twórców różnych akademii tenisa stołowego niefinansowanych z budżetu, bo tylko oni czują prądy zmian.

Krzysztof Piwowarski

Dodaj komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Komentarze

zmiany / 30.06.2021

Polski tenis stołowy zatrzymał się gdzieś w latach 90 ub.w. to nie jest żart, wszyscy nam uciekli. Czyja to wina: system szkoleniowy nie dopasowany do zmieniającej się rzeczywistości, trenerzy zatrzymani w czasie, zawodnicy nie szukający nowego.
Władza związku zapatrzona w siebie i swoje potrzeby, działacze terenowi bez ambicji, z zaćmą nie widzący, że świat się zmienia, im wystarcza szklanka mleka, bułka z masłem jest nie potrzebna.
Środowisko, intelektualnie leniwe, zadowolone z nic nie robienia, a niektórzy czują się, udają zbawców dyscypliny.
Tak to jest, czy przyjdzie nowe raczej nie, pijawki już toczą krew i nie przejmują się innymi.
Idący na pingpongową rzeź pozdrawiają …

NEWSLETTER

Zapisz się do newslettera i bądź zawsze na bieżąco

O nas

Portal www.time-out.pl powstał w głowie 2 osób Zbyszka Stefańskiego i Rafała Kurowskiego. Nie udało mi się ustalić dokładnej daty rozpoczęcia naszej działalności. ale po kolei....
Czytaj więcej

Na skróty

Facebook

Znajdź nas na Facebooku