Niestety rewolucja zapoczątkowana masowym klejeniem, a potem coraz szybszymi okładzinami i deskami wyrządziła,moim zdaniem, dużo szkody pingpongowi.
Dążenie do jak najszybszego zdobycia punktu skraca maksymalnie czas akcji. A to z kolei powoduje, że dla przeciętnego zjadacza chleba tenis stołowy jest po prostu nudny i nietrakcyjny.
Piszę to nie dlatego, że sam gram stylem obronnym, ale dlatego, że martwię się, że w dobie telewizji, reklam, nasza dyscyplina sportu może zginąć z oczu normalnego kibica sportowego.
To tak na marginesie. W artykule chciałbym się skupić na syndromie braku pracy z obrońcami.
Warto więc na początku postawić pytanie (właściwie retoryczne) czy w ogóle istnieje jakikolwiek sposób pracy z obrońcami w Polsce? Ze smutkiem stwierdzam, że nie. Kolejni trenerzy kadry z różnych przyczyn – po części może niezależnych od nich – nie wykazują specjalnie ochoty do szkolenia obrońców. Czekanie tylko, że gdzieś tam narodzi się talent dobrze poprowadzony przez jakiegoś trenera klubowego, który w pewnym momencie zostanie przejęty przez ten, czy inny ośrodek może okazać się płonne. Można się po prostu nie doczekać.
Polska nie ma tradycji w szkoleniu obrońców. Ale tradycje można zmienić. Szczególnie wtedy kiedy ma się wizję, co jest potrzebne najlepszym zawodnikom do osiągania przez nich jak najlepszych wyników sportowych. A osiągnie się to wszystko m.in. poprzez umiejętność gry z zawodnikami defensywnymi.
Każdy zawodnik ze ścisłej czołówki światowej i europejskiej doskonale sobie radzi z obrońcami.
Świetnie to rozumiał Leszek Kucharski, dla którego trening z obrońcą, przed najważniejszymi światowymi imprezami był świętością. Andrzej Grubba naprawdę stał się zawodnikiem, kiedy i on uporał się z tym problemem. Pamiętam opowieści (nie wiem , czy to prawda, poproszę Zbyszka Liszewskiego o potwierdzenie) kiedy to Węgrzy przed grami z naszym mistrzem specjalnie zakładali antytopspina wiedząc, że Andrzej nie potrafi sobie z tym poradzić. Dlatego dziwię się, że problem ten jest lekceważony. Mamy ośrodki, ludzi tam pracujących z dużym międzynarodowym doświadczeniem, których też nie można nazwać specjalistami od gry na defensorów. To właśnie tym bardziej, będąc mądrzejszymi o własne doświadczenia warto zająć się tym problemem.
Aby to zobrazować, dam przykład z życia wzięty.
Kilka tygodni temu jeden z naszych utalentowanych zawodników młodego pokolenia, medalista ME juniorów, zapragnął zagrać w niemieckiej lidze. Przyjechał na testy. Jego pech polegał na tym, że na trening ściągnięto przeciętnego obrońcę (IV liga, na środku lekko pozytywny bilans), który 3 tygodnie nie trzymał rakietki w ręku, budując swój garaż. Podeszli do stołu, od którego nasz zawodnik odszedł pokonany, bez szans na zwycięstwo. Nawet nie można mieć do niego pretensji. Próbował, walczył, przecież chodziło o jego przyszłość. Nie udało się, ale tak naprawdę, czy to jest tylko jego wina?
Co zrobić, aby to zmienić? O tym w następnym artykule, poświęconym treningowi obrońcy i jego specyfice. Będą też konkretne ćwiczenia, rys charakterologiczny kandydata na defensora i inne ciekawe informacje.
Zbyszek Stefański
Portal www.time-out.pl powstał w głowie 2 osób Zbyszka Stefańskiego i Rafała Kurowskiego. Nie udało mi się ustalić dokładnej daty rozpoczęcia naszej działalności. ale po kolei....
Czytaj więcej
Dodaj komentarz