Gorący news

Zapraszamy na zakupy do sklepu stacjonarnego i internetowego www.ustefiego.pl

 

<

Trener przyjaciel

z cyklu: warsztaty zawodnicze i trenerskie


Jest wiele czynników decydujących o sukcesie sportowym. Jednym z nich jest na pewno osoba trenera. Istnieje wiele teorii mówiących jakie powinny być relacje pomiędzy trenerem a zawodnikiem. Jedne mówią o jak najdalej posuniętym dystansie pomiędzy nimi – liczy się tylko znajomość fachu i ścisłe wykonywanie poleceń, a „autorytet” buduje się na zbytnim respekcie, a nawet strachu do trenera. Inne teorie podkreślają partnerstwo za wszelką cenę. Lecz pozwalanie na wszystko zawodnikowi też na dobre nie wychodzi. Człowiek jest bowiem chyba tak skonstruowany, że z jednej strony chce mieć swobodę, a z drugiej szuka wzorców w życiu.

Ja w swoich przekonaniach po prawie 20 latach pracy trenerskiej stoję gdzieś pośrodku.

Staram się z lepszym bądź gorszym skutkiem dobrze pracować budując jednocześnie wzajemny szacunek i przyjacielskie więzy.

Temat niniejszego felietonu przyszedł mi do głowy kiedy przeglądałem ostatnie wydanie Tischtennis Zeitung*. Dwie wielki osobowości trenerskiego świata: Helmut Hampl – trener i wychowawca Timo Bolla i Mario Amizic – człowiek, który pomógł doprowadzić na szczyty Zorana Primoraca, Vladimira Samsonova, Kennta Matssudaire.

Obydwaj trenerzy przedstawieni są w przyjacielskich pozach ze swoimi zawodnikami. Widać od razu na zdjęciach jak wspaniałe relacje ich łączą. Zresztą sam tytuł artykułu o pracy i karierze Mario Amizica jest zatytułowany: Jestem mamą, jestem tatą, jestem wszystkim. Chyba to powinno być dewizą pracy każdego szkoleniowca.

Myślę, że budowanie autorytetu trenera nie polega na wzajemnym dystansie, wręcz przeciwnie: trener i zawodnik powinni rozmawiać ze sobą nie tylko o tenisie stołowym, a ich spotkania nie powinny się odbywać tylko i wyłącznie na sali sportowej.

Trener – przyjaciel to moja prywatna definicja zawodu trenera. I to przyjaciel na dobre i na złe. Na lepsze i gorsze czasy. Nie sztuką jest wspaniała relacja gdy wszystko jest w porządku, wyniki świetne, a klub, czy reprezentacja wygrywa. Sztuką jest dotrzeć do zawodnika kiedy jest w kryzysie, przegrywa, czy ma prywatne problemy.

Ileż to razy Jerzy Kulej – mistrz olimpijski w boksie – mówił z ogromnym sentymentem o papie Sztamie. Kiedy ten czupurny chłopak miał kłopoty, trener mu pomagał, tłumaczył i poprowadził. Dziś Jerzy Kulej to światowy autorytet boksu zawodowego i amatorskiego.

Wielu trenerom wydaje się, że praca oparta na autorytarnym prowadzeniu zajęć przynosi skutki. Nic bardziej mylnego. W dobie komunizmu takie postępowanie mogło i przynosiło rezultaty. Ale w tamtych czasach sport, poza wstąpieniem do PZPR lub ucieczką z kraju, był jedyną możliwością realizowania się w życiu. Stąd tłumy chętnych przychodziły na sportowe hale i boiska. To poniekąd zachęcało niestety do autokratycznego i przedmiotowego traktowania zawodników. Dopiero odzyskanie wolności przez nasz kraj przyniosło nowe trendy w pedagogice i psychologii.Okazało się, że większa swoboda w wychowaniu, nastawienie na kreatywność młodego człowieka i szeroko pojęte partnerstwo mogą przynieść jeszcze lepsze rezultaty. Do dziś mam w pamięci jeden z głośnych wywiadów śp.Andrzeja Grubby. Zastanawiał się on wtedy nad fenomenem szwedzkiej generacji Waldnera, Perssona, Appelgrena, Lindha i próbował odpowiedzieć na pytanie dlaczego jemu nie udało się osiągnąć tego upragnionego złotego medalu na imprezie rangi mistrzowskiej. I jako jeden z powodów wymienił bezstresowe wychowanie szwedzkiej młodzieży i ich swobodny sposób bycia.

U nas wprowadza się, i to od dziecka, zbyt dużo ograniczeń i zakazów. Zabijamy w dzieciach powoli spontaniczność i odwagę, mówiąc im ciągle NIE. Jesteśmy jako rodzice, nauczyciele, trenerzy oddzieleni od młodego pokolenia morzem zakazów. A wychowujemy w myśl zasady, że będąc starszymi zawsze mamy rację.

I myśląc, że jesteśmy autorytetem, tak naprawdę stajemy się obiektem kpin i żartów, lub, co gorsza, wzbudzamy strach.

Ja osobiście w swojej pracy nierzadko przyznaję się swoim podopiecznym do własnych błędów wobec nich popełnionych. I nieistotne dla mnie jest, czy rozmawiam z dorosłą osobą, czy 10-letnim chłopcem. Widzą wtedy we mnie normalnego człowieka, który dostrzega ich potrzeby i nie buduje sztucznych granic we wzajemnych relacjach.

Nie jestem w żadnym wypadku bezkrytycznym zwolennikiem bezstresowego wychowania, tzw. luzu za wszelkiego cenę i braku poszanowania jakichkolwiek zasad – wręcz przeciwnie, widzę, że i ten model ma swoje wady.

Krótko mówiąc: powinniśmy oddawać wiele spraw w ręce młodzieży. Ale tak, by gdzieś w momentach trudnych, przełomowych wiedzieli, że mogą na nas polegać, przyjść, poradzić się, nawet wyżalić. Szybko się wtedy może okazać, że autorytet zdobędziemy o wiele szybciej. I jest on głębszy i autentyczny. Przychodzi nieskrępowanie i to naturalnie.

Podsumowując moje przemyślenia chciałbym się podzielić kilkoma radami, które mi pomagają w pracy. Wszystko po to, by być trenerem – przyjacielem:

1. Bądź otwarty, pozytywnie nastawiony do otaczających cię ludzi
2. Umiej otwarcie przyznać się do swojego błędu w obecności zawodników
3. Pamiętaj, że jesteś nie tylko trenerem, ale często całym światem dla swojego zawodnika
4. Bądź trenerem na dobre i na złe czasy
5. Szanuj zawodnika swego jak siebie samego
6. Wypracuj sobie swoisty kodeks etyczny postępowania wobec zawodnika, czy zawodniczki
7. Ważny jest sport, ważny jest pingpong, ale najważniejszy jest człowiek!

Zbyszek Stefański

* branżowy miesięcznik wydawany w Niemczech

Dodaj komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

NEWSLETTER

Zapisz się do newslettera i bądź zawsze na bieżąco

O nas

Portal www.time-out.pl powstał w głowie 2 osób Zbyszka Stefańskiego i Rafała Kurowskiego. Nie udało mi się ustalić dokładnej daty rozpoczęcia naszej działalności. ale po kolei....
Czytaj więcej

Na skróty

Facebook

Znajdź nas na Facebooku