Gorący news

Zapraszamy na zakupy do sklepu stacjonarnego i internetowego www.ustefiego.pl

 

<

Turniej Flanders Open według Szacika


W dniach 3-5.06.2006 r. wraz z kadrą województwa Śląskiego i Małopolskiego wziąłem udział w międzynarodowym turnieju IYC Flanders Open w belgijskim Hasselt. Jak się później okazało był to bardzo interesujący wyjazd.

Image

Wyruszyliśmy 1 czerwca ok. godziny 8.00 z Katowic. Na miejscu zameldowaliśmy się o 4 nad ranem drugiego dnia, więc podróż trwała 18 godz. Wszyscy byliśmy bardzo zmęczeni i chcieliśmy jak najszybciej położyć się spać. Bardzo się zdenerwowaliśmy, gdy wrócił trener i ogłosił: „Ośrodek jest zamknięty, resztę nocy musimy spędzić w autokarze”. Dopiero rano wszyscy mogli przenieść swoje bagaże do miejsca zakwaterowania. Jakie było wielkie zaskoczenie, kiedy okazało się, że będziemy spać… na podłodze. Dostaliśmy jedynie materace, a za poduszki służyły nam inne przedmioty np. karimata lub plecak. Niektórym ta sytuacja wydawała się śmieszna, ale innym nie było do śmiechu. Osobiście należałem do tych drugich, ponieważ byłem bardzo zmęczony podróżą i chciałem odpocząć. Jednak musieliśmy szybko przyzwyczaić się do panujących warunków.

Image


Po prysznicu nadszedł czas na kilka godzin odpoczynku. Po tym wszyscy udali się do centrum miasta, gdzie otrzymaliśmy od trenerów zaledwie 30 min. wolnego czasu, a w nim musieliśmy zjeść jakiś posiłek. Tak, więc nie mieliśmy zbyt dużo czasu dla siebie. Nie wspomnę już o wycieczce do Brukseli, którą nam obiecano. Nasuwa się jedynie stwierdzenie: „Tak traktuje się najlepszych zawodników na Śląsku”.

Na drugi dzień przystąpiliśmy do zawodów. Każda z kategorii grała na osobnych halach oddalonych od siebie o ok. 6 km. Najpierw był rozgrywany turniej drużynowy. W tym samym dniu odbywały się eliminacje turnieju indywidualnego. W swoim pierwszym pojedynku grupowym zmierzyłem się z chłopakiem z Niemiec. Słyszałem jak rozmawia ze swoimi kolegami po niemiecku. Musieliśmy uzgodnić, kto ma sędziować mecz. Rzecz jasna rozmawialiśmy po angielsku. Przez pewien czas, ze względu na barierę językową, nie mogliśmy się dogadać. Postanowiłem zawołać kolegę do pomocy. Gdy mój rywal usłyszał, że mówię po polsku był bardzo zaskoczony, bo jak się później okazało on także… był Polakiem, tylko mieszkającym w Niemczech. Przez cały mecz wspominaliśmy tą bardzo dziwną, ale zarazem śmieszną sytuację.

W drugim dniu rozgrywana była kolejna runda turnieju drużynowego, a potem turniej indywidualny. W czasie pierwszego indywidualnego meczu miało miejsce zabawne zdarzenie. Po rozegraniu pierwszego seta podszedł do mnie chłopak z karteczką i powiedział, że na tym stole ma odbyć się jego pojedynek. Jak się później okazało mój pierwotny przeciwnik pomylił stoły. Zmuszony byłem rozpoczynać mecz od nowa, tym razem z innym rywalem. Po kolejnych dwóch rundach turnieju poszedłem zapytać sędziego, czy to już koniec gier na dzisiaj, a on odpowiedział mi, że tak. Zadowolony odkleiłem okładziny i poszedłem się przebierać. Na szczęście mój przyjaciel w porę podszedł do mnie i zapytał, co robię. Powiedział, że dzisiaj turniej indywidualny rozgrywany jest do końca. Zdążyłem przykleić okładziny i przebrać się przed następnym meczem. Najwyraźniej źle zrozumiałem sędziego. Wygląda na to, ze muszę jeszcze popracować nad swoim angielskim. Po kilku kolejnych rundach udało mi się dojść do półfinału. Przegrałem w nim z chłopakiem, którego pokonałem w „drużynówce”. Najwyraźniej poczułem się zbyt pewnie, a niedosyt pozostał do końca turnieju. Po zakończonym dniu zawodów, bardzo zmęczeni, zmuszeni byliśmy czekać ok. półtorej godziny na samochód, który miał nas przewieść do ośrodka.

Organizatorzy turnieju przewidzieli tego samego dnia dyskotekę dla wszystkich zawodników i trenerów. Jednak z racji rozgrywania finałów drużynowych ostatniego dnia wolałem w niej nie uczestniczyć. Wszyscy „imprezowicze” wrócili w nocy, gdy reszta spała. W ostatnim dniu miała miejsce najśmieszniejsza sytuacja całego wyjazdu. Gdy wszyscy się obudzili zobaczyli na materacu jednego z kolegi… wielką mokrą plamę. Kolega z drużyny najwyraźniej nie wytrzymał presji finału. W trzecim, ostatnim dniu, po śniadaniu miała miejsce bardzo stresująca dla mnie sytuacja.: gdy bus zawiózł nas na halę zorientowałem się, że zapomniałem wziąć aparatu, który położyłem na siedzeniu. Na szczęście zorientowałem się na tyle szybko, że po kilkumetrowej gonitwie zatrzymałem samochód. Ależ to była ulga… Tak jak już wcześniej wspomniałem w tym dniu czekał na nas finał turnieju drużynowego. Co ciekawe zmierzyliśmy się w nim z tą drużyną, z którą graliśmy pierwszy mecz turnieju i podobnie jak poprzednio zwyciężyliśmy. Jako ciekawostkę dodam, że mój przyjaciel z drużyny rozegrał z tym samym zawodnikiem podczas jednego turnieju trzy pojedynki (dwa razy w drużynówce i raz w zawodach indywidualnych).

W końcu przyszedł czas na dekorację najlepszych. Odbyła się ona w miejscu dyskoteki. Trzeba przyznać, że organizatorzy bardzo się postarali o tę część zawodów. Była ona połączona z występami artystycznymi.

Image


Natomiast, jeśli chodzi o nagrody zasłużyli na słowa potępienia. Gdy wyszedłem na podium w grach indywidualnych okazało się, że…zabrakło dla mnie medalu. Mój przyjaciel z drużyny za to samo miejsce otrzymał go, a ja nie. Zrobiło mi się bardzo przykro, przecież to pamiątka na całe życie. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że obiecano mi go przesłać pocztą, ale już wtedy wiedziałem, że się go nie doczekam, bo nawet nie wzięto ode mnie adresu. W „drużynówce” za zwycięstwo drużyna otrzymała jeden puchar na 4 osoby. I co począć z tym fantem??

Tym akcentem zakończył się Międzynarodowy Turniej w Belgii. Był on pełen interesujących sytuacji, zarówno zabawnych jak i poważniejszych. Będę go pamiętał do końca życia. Zatrzymam te chwile w sercu, bowiem okazało się, że nie zawsze tylko laury i osiągnięcia przysparzają samych radości…

Łukasz Szata/ szacik

wyróżnienie w naszym konkursie

Dodaj komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

NEWSLETTER

Zapisz się do newslettera i bądź zawsze na bieżąco

O nas

Portal www.time-out.pl powstał w głowie 2 osób Zbyszka Stefańskiego i Rafała Kurowskiego. Nie udało mi się ustalić dokładnej daty rozpoczęcia naszej działalności. ale po kolei....
Czytaj więcej

Na skróty

Facebook

Znajdź nas na Facebooku