Gorący news

Zapraszamy na zakupy do sklepu stacjonarnego i internetowego www.ustefiego.pl

 

<

Wywiad rzeka z Jerzym Grycanem


Jerzy Grycan – człowiek zafascynowany tenisem stołowym. Wychowawca całej plejady znakomitych zawodników i trenerów. Osoba, która w zaciszu swego pokoju pisze rzeczy, które będą czytane z zapartym tchem. Postać niedoceniona i niewykorzystana przez polskie środowisko tenisa stołowego.


Image

Zbyszek Stefański: Co spowodowało, że zacząłeś zajmować się tenisem stołowym?

Jurek Grycan: Od najmłodszych lat mocno interesowałem się sportem, od najmłodszych lat organizowałem różnego rodzaju gry i zabawy na podwórku. W pewnym momencie mój brat zbudował stół do pingponga na podwórku, no i zacząłem grać. Wkrótce potem, mając 14 lat, zacząłem grać w MRKS Gdańsk. Tenis stołowy stał się moją pasją…

Który okres czasu w twojej karierze trenerskiej był dla ciebie najważniejszy, szczególny?

Najważniejsza jest dla mnie zawsze – teraz, ta chwila, obecne wyzwania. Oczywiście mogę sobie pozwolić na refleksję, że w każdym okresie czegoś innego się uczyłem. Ale tak się mi jakoś układa, że każdy wcześniejszy etap jest wstępem do następnego…

Przed rokiem 78. Jeszcze będąc zawodnikiem, w szkole średniej, skończyłem kurs instruktorski, i lubiłem kouczować innym. Zdobywałem wtedy swoje doświadczenia w nauczaniu innych. Wtedy wiedziałem już, że będę trenerem. Moim trenerem był Ryszard Weisbrodt, który dawał mi do tłumaczenia materiały japońskie „Table Tennis Report”, co z chęcią robiłem. Od tego momentu zaczęła się moja pasja: poszukiwanie wiedzy na temat „jak się szkoli mistrzów świata w tenisie stołowym”. No i tak nauczyłem się kilku kolejnych języków. To był najważniejszy okres, okres ukierunkowania i znalezienia celu.
Lata 78-82. Studiowałem stacjonarnie, jednocześnie pracowałem z dziećmi, uczyłem się sztuki motywowania, metodyki sportu, prowadzenia treningu technicznego, taktycznego, fizycznego, atrakcyjnych zajęć, organizacji lekcji treningowej, organizowania klasy i grupy sportowej itp. To był ważny dla mnie okres zapoznawania się z wszystkim, co mówi nauka na temat sportu – biomechaniką, biochemią, psychologią itd. Interesowało mnie, co z każdej dyscypliny sportu, której się studenci AWF uczą, mogłem zastosować w tenisie stołowym. To też był najważniejszy okres, tworzenie warsztatu.
Lata 83-86. Zaraz po studiach ważne było dla mnie konstruowanie systemu szkolenia uwzględniającego najnowsze osiągnięcia światowe dla każdego zawodnika. To był kilkuletni okres pracy z juniorami AZS AWF Gdańsk, i dużego skoku, jaki robiliście wszyscy. Ty we wrześniu oglądałeś ze mną finał turnieju wojewódzkiego juniorów i podzieliłeś się swoim marzeniem, powiedziałeś „trenerze, też chciałbym kiedyś zagrać w finale turnieju wojewódzkiego” (byłeś wtedy dziesiąty), a w maju tego samego sezonu byłeś już wicemistrzem Polski. Coś podobnego stało się z innymi w tamtej grupie – Arkiem Rydlewskim, Michałem Dziubańskim czy Anią Januszyk. I najważniejsze: pamiętasz nasze niekończące się rozmowy w grupie na temat sensu sportu? I wniosek: „Jest hierarchia wartości. Rozwój jest najważniejszy. Jest ponad wynikiem”. To też był dla mnie najważniejszy okres, skutecznego wdrażania swojej wizji sportu i rozwoju.
Lata 85-92. Gdańsk, Szczecin, Jastrzębie. 7 lat pracy z kadrą młodzieżową PZTS to wtedy był najważniejszy okres. Wtedy mieliśmy system 120-130 dni w roku zgrupowań, konsultacji i zawodów kadry. Zawodnicy na tych zgrupowaniach wykonywali 70%-80% czasu szkoleniowego. Medale MEJ zdobywali wtedy Dziubański, Kusiński, Szafranek, Błaszczyk, Krzeszewski, Napiórkowski, Sagan, Kich, i inni. Robiłem wtedy bardzo szczegółowe plany. Programy wynikały z dokładnej analizy gry i każdej piłki na głównych zawodach. Zawodnicy wiedzieli co mają robić, jak grać itp. Wszystko to dokładnie monitorowałem, studiując jednocześnie wszystko co robią mistrzowie świata, oczywiście wiedząc, że najwięcej czasu warto spędzić na chińskim tenisie stołowym. Wtedy w ciągu 6 miesięcy nauczyłem się chińskiego. Od tego momentu mam stały kontakt z tym co się dzieje w chińskiej technologii szkolenia. Wtedy nawiązałem kilka przyjaźni z czołowymi chińskimi trenerami. To był dla mnie kolejny bardzo innowacyjny okres, zgodnie z japońską zasadą kaizen „ucz się od najlepszych, pomyśl jak to ulepszyć, zrób to lepiej”. To był najważniejszy okres, okres skutecznej technologii i stworzenia wieloletniej wizji szkolenia opartej na tym jak robią to najlepsi.
Lata 93-96. Wróciłem do Gdańska jako główny trener mężczyzn. Wtedy poprosiłem ciebie, Andrzeja Kawę i Grzesia Nurzyńskiego o współpracę. Uczyłem się wtedy, jak być waszym mentorem, zacząłem się uczyć jak tworzyć zespół trenerów. Uczyłem się tworzenia odpowiedniego zespołu ludzi – odpowiednio do zadania, jakby powiedział Toffler „ad-hoc-kratycznie”. W każdym razie kadry młodzieżowe także odnosiły sukcesy, a wasze losy dalej, mam nadzieję, potoczyły się pomyślnie. Osobiście dla mnie były to 4 lata intensywnej pracy z kadrą seniorów oraz studia w Szkole Trenerów i Psychoterapeutów w Instytucie Terapii Gestalt w Krakowie. Terapia Gestalt to znakomita forma pracy nad rozwojem osobowości człowieka, oparta na tak zwanym „procesie”, to znaczy na tym co jest „tu i teraz”, i co jest do zrobienia „tu i teraz”, i na wynikającym z tego twórczym działaniu, z otwartym umysłem (a więc bez jakichkolwiek oczekiwań i planów). Dzięki tym 4-letnim szkoleniom rozwinąłem swój system mentalnego treningu. To był okres wielu innowacji szkoleniowych, które w tej chwili powoli stają się bardziej powszechne w sporcie zachodnim. To był okres pierwszych medali seniorskich. Na przykład Lucek jako 19 latek, zdobył pierwszy medal na dorosłych ME. Piotrek Skierski potrafił ograć całą czołówkę świata. To był bardzo silny zespół, który chciał podbić świat tenisa stołowego. Najmłodszy europejski zespół z szesnastki świata zajął w Tian Jin 11 miejsce, Lucek był 5-8 w singlu. Tu zbudowaliśmy fundament dla wszystkich kilkunastu medali, które zdobyli Lucek Błaszczyk, Tomek Krzeszewski, Piotrek Skierski, Michał Dziubański i Marcin Kusiński na seniorskich Mistrzostwach Europy w dalszych latach, za co PZTS dostawał cały czas finanse z naszych podatków. To też był wtedy dla mnie najważniejszy okres pracy, okres rozwoju wrażliwości i uczenia się pracy z „procesem” z bardziej otwartym umysłem(terapii Gestalt przeniesionej na tenis stołowy).
Lata 96-2000. Wtedy wszyscy dostali „propozycję” rozjechania się po świecie… Nie interesowała mnie pozycja trenera dojeżdżającego na konsultacje. Wyemigrowałem z rodziną do Australii. To dla mnie fantastyczny i bogaty okres pracy trenerskiej. Uczyłem się żyć i pracować w nowym kraju, w mieszance wielokulturowej, z ludźmi, z którymi bardzo dobrze się czułem. To był dla mnie okres wielu systemowych innowacji szkoleniowych. Okres studiowania NLP u najlepszych fachowców na świecie. To okres wielu szkoleń dla trenerów, które prowadziłem we wszystkich stanach Australii. Wiele czerpałem z odbywanych 2 razy w roku szkoleń dla profesjonalnych trenerów. Szkoleń pod wieloma względami stojących na zdecydowanie wyższym poziomie niż nasze krajowe. Przygotowany przeze mnie ambitny plan „Jumping to the world elite” („skok do elity świata”), został uznany za najlepszy program dla sportów kategorii 3, i dostał zdecydowanie największe środki. I zakończył się pełnym sukcesem, bo zupełnie nielicząca się para deblowa Miao Miao i Shirley Zhou (obie zawodniczki około 200 miejsca w rankingu ITTF) zajęła miejsce 5-8 na Igrzyskach Sydney 2000. Dla mnie osobiście jednak bezpośrednia praca z Kadrą Olimpijską Australii skończyła się półtora roku przed Igrzyskami. W TTA trafiłem na grupę ludzi nieuczciwych. Jakoś znikały ogromne pieniądze, ja się zorientowałem i odmówiłem otrzymywania „ekstra pieniędzy”, zostałem zwolniony na podstawie okłamania zarządu przez paru ludzi (że niby rezygnuję, gdy byłem z zawodnikami w Azji). Wtedy podałem sprawę do sądu, i wygrałem. Dużo się tu nauczyłem. Pomagały mi między innymi prawie wszystkie władze stanowe tenisa stołowego i Parlament Australijski. Niestety było to pyrrusowe zwycięstwo, bo Table Tennis Australia zbankrutował, i dla mnie miało to konsekwencje. Taka była gra. (Po paru latach TTA zaczął się odbudowywać, ale stał się sportem najniższej kategorii). To doświadczenie z Australii jest tak dla mnie bogate i cenne pod wieloma względami, i mam nadzieję, że wyjdzie jeszcze z tego dobra książka i dobry film. To na pewno było dla mnie wtedy najważniejsze doświadczenie jako szkoleniowca, poznawania szerokiego kontekstu tworzenia skutecznego szkolenia sportowego.
Lata 99 do chwili obecnej. To okres studiów small biznesu na RMIT Melbourne, okres wahania się między Australią, a Polską (choroba emigranta); i prawie 4-letni epizod pracy z kobietami – tworzenia sztabu szkoleniowego, budowania systemu szkolenia w środowisku skrajnie „anty-systemowym”. Przypomnę tylko, że w następujących po sobie latach zdobywaliśmy kolejno 1,1,2 i 4 medale na Mistrzostwach Europy juniorów. W tym okresie na przykład przeszkoliłem też około 100 instruktorów na kilku kursach. W 2004 wróciłem na rok do Australii, aby w pewnym momencie stwierdzić, że moja rodzina jest już rozbita i nie ma znaczenia gdzie będę mieszkał. Czuję się przede wszystkim dzieckiem wszechświata i wystarczyła chwila, aby dać się jeszcze raz namówić na Kraków, który polubiłem, jako miasto. Te 7 lat to dla mnie najważniejszy okres przygotowywania największego projektu w moim życiu o którym na razie nie powiem.

Z którym zawodnikiem/czką najlepiej Ci się pracowało?

Uwielbiam pracować z każdym, kto oddaje się w 100% wspólnej pracy, jest pozytywnie nastawiony, ma jasne cele, i jest odpowiedzialny za to co robi. Uwielbiam pracować z każdym, kto chce się rozwijać, uczyć i ma wyobraźnię by sięgać dalej. Oczywiście spotkałem wielu takich zawodników w każdym okresie swojej pracy. Moja lista byłaby długa. Spotkałem też wyjątkowe grupy. Na pewno była to grupa kadry chłopców 85-96, ale też grupa klubowa z AZS Gdańsk. I nie chcę tu nikogo wyróżniać, bo dla mnie to były naprawdę wspaniałe grupy. Niezwykła dla mnie była Ania Januszyk, z którą pracowałem pierwsze 3 lata, czy Jola Langosz, z którą pracowałem przez 5 lat i jako 15 latka zdobyła swój pierwszy medal seniorski w singlu. Obie były niezwykle profesjonalne w swoim podejściu do treningu. Bardzo sobie cenię pracę z Dorotką Paluch, która mocno po trzydziestce podjęła trening zakończony swoim pierwszym medalem w singlu na Mistrzostwach Polski. Również z kadrą Australii, z Russelem Lavalem, Trevorem Brownem czy Miao Miao. Doceniam jak się rozwinął życiowo Piotrek Frąckowiak, który szedł bardzo krętymi drogami i wydaje mi się, że dzielnie wyprostował swoje życie, jestem jego fanem. Bardzo cenię sobie doświadczenie z dziewczynami z Bronowianki, na przykład w ubiegłym sezonie, gdy zdobyły 14 medali Mistrzostw Polski, i prawie zawsze w najważniejszych imprezach grały najlepiej.

Praca z którym zawodnikiem/czką była dla ciebie największym wyzwaniem?

Było wiele. Na przykład Monika Przewoźnik (żona Lucka Błaszczyka), niezwykle utalentowana dziewczyna z Pszczyny. Już będąc juniorką, nie była początkowo prawie wcale zainteresowana grą w tenisa stołowego, a po pewnym czasie stała się wzorem solidności i niezwykle dojrzałego stosunku do tego co robi. No i zasłużyła sobie na bodaj kilkanaście medali mistrzostw Polski. Bardzo trudno mi się pracowało z Andrzejem Grubbą w latach 93-96. I pewnie jednym z powodów było to, że się zbyt mało na niego otworzyłem. Bardzo trudno mi się pracowało z działaczami PZTS, i pewnie również tu, to po części moja „wina”. Być może byłem zbyt zamknięty na większość z nich. Osobiście nie lubię pracować z ludźmi nieufnymi, zakłamanymi przed samym sobą, negatywnie nastawionymi lub o ciasnych umysłach. Taka współpraca nie ma sensu. Uważam, że najtrudniejsze wyzwania najwięcej uczą. Jak mówił „bogaty ojciec” Kiyosakiego: „albo wygrywasz, albo uczysz się”. Porażka jest naszym największym dobrodziejstwem, to najlepsza okazja do nauki i rozwoju. Głupi lubi tylko wygrywać.

Jaki sukces w swojej pracy cenisz sobie najbardziej?

Zbudowanie systemu szkolenia, który działa. Ja nie jestem przy nim potrzebny. Zrób eksperyment, który proponuję, a osiągniesz pożądany rezultat.

Dodaj komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

NEWSLETTER

Zapisz się do newslettera i bądź zawsze na bieżąco

O nas

Portal www.time-out.pl powstał w głowie 2 osób Zbyszka Stefańskiego i Rafała Kurowskiego. Nie udało mi się ustalić dokładnej daty rozpoczęcia naszej działalności. ale po kolei....
Czytaj więcej

Na skróty

Facebook

Znajdź nas na Facebooku