Gorący news

Zapraszamy na zakupy do sklepu stacjonarnego i internetowego www.ustefiego.pl

 

<

Czy można zarobić na tenisie stołowym?

Tenis stołowy to wbrew pozorom bardzo popularny na świecie sport. Grają się w niego ludzie na wszystkich kontynentach, w każdym wieku. Jego uprawianie nie wiąże się też ze specjalnie dużymi kosztami. O jego atrakcyjności niech świadczy fakt, że na swój sport narodowy wybrał go najbardziej ludny kraj na świecie.

Image

fot. Rafał Kurowski

 

W kraju tak dynamicznie rozwijającym się jak Chiny mistrzowie zielonego stołu i rakietki są ogólnie znanymi osobistościami. Podpisują milionowe kontrakty, biorą udział w lukratywnych kampaniach reklamowych, a na ulicach nie mogą się odpędzić od łowców autografów. Nie zapominajmy jednak, że w Chinach w pingponga gra 500 mln osób. I to powinno być punktem wyjścia dla osób pragnących zarobić na tenisie stołowym w naszym kraju.

W krótkiej rozmowie z panem Baruchem usłyszałem, że tenis stołowy w Polsce to sport masowy, ale nie medialny.

Wyczuwam w tym chęć zarobienia pieniędzy na tenisie stołowym.

Idea słuszna i gorąco ją popieram, bo oznaczałoby to prawdziwy boom na grę w pingponga w naszym kraju. A oto przecież nam wszystkim chodzi. Mam wielki szacunek dla starań pana Barucha, pana Szumachera i innych promujących tenis stołowy. Zrobili i robią bardzo dużo by nasza dyscyplina sportu na powrót zagościła w telewizji, a więc i w świadomości przeciętnego człowieka. Mam też świadomość, że bez telewizji, prasy, mediów elektronicznych popularyzacja pingponga jest bardzo trudna jeśli nie niemożliwa, ale powinniśmy się pogodzić z tym, że tenis stołowy atrakcyjny dla kibica w kapciach nie jest i jeszcze przez długi czas nie będzie. Zawsze będą nas wyprzedzały gry zespołowe, bilard, piłka plażowa, wyścigi ciężarówek i kilkaset innych sportów. Wystarczy spojrzeć na znikomą obecność pingponga w telewizjach innych europejskich krajów.

Choć trzeba przyznać są wyjątki. W Japonii jedna z zawodniczek jest fenomenem medialnym, a jedna ze stacji telewizyjnych śledzi jej życie non stop.

Atrakcyjność oglądania tenisa stołowego i jego obecności w mediach utrudniają też ostatnio ciągle wprowadzane liczne zmiany w przepisach. Albo nie spełniają one swojej roli, albo czynią więcej szkody, niż pożytku (np zakaz gry niektórymi długimi czopami).

Podkreślając jeszcze raz istotę znaczenia medialności pingponga chcę jednak zwrócić uwagę na jeszcze ważniejszą sprawę. Rzecz dotyczy masowości uprawiania tenisa stołowego.

By to uczynić pragnę wyjaśnić jak rozumiem sport masowy.

W Polsce rzeczywiście przeciętny Polak gra raz do roku, raz na 2 lata w tenisa stołowego. Dzieje się to przy okazji urlopu, czy towarzyskich spotkań. Jednak nie wiąże się to przedtem i potem z mniej lub bardziej regularnym uczęszczaniem na zajęcia treningowe. Czyli nie ma kontynuacji. Jak więc z tego wynika sport masowy wg mnie występuje, kiedy dana osoba ma stałe miejsce do uprawiania swojej ulubionej dyscyplinyi jest do tego w różny sposób zachęcana. Czy to w klubie, domu kultury, czy salce TKKF-u powinno się mieć możliwość spotkania z podobnymi do siebie pasjonatami. To w tych miejscach powinno się stale kształtować w sobie nawyk gry w tenisa stołowego. Stąd można wyciągnąć logiczny wniosek, że wszystkimi siłami należy zachęcać jak największą liczbę osób do uprawiania tenisa stołowego, a także podnieść rangę i znaczenie klubów.

Tenis stołowy w naszym kraju nie powinien opierać się na wyczynie, ale na licznej rzeszy entuzjastów – amatorów tego sportu. To oni napędzają cały rynek sprzętu do tenisa stołowego. To z nich i ich rodzin wywodzić się powinien w dużej mierze narybek tenisa stołowego. To najczęściej w tej grupie można znaleźć potencjalnych sponsorów, przyszłych działaczy i menedżerów. To ci ludzie zapełniają trybuny na ważnych zawodach niezależnie, czy będzie transmisja telewizyjna, czy nie.

Krótko mówiąc trzeba zrobić wszystko, by liczba osób uprawiających mniej lub bardziej zawodowo tenis stołowy diametralnie się zwiększyła.

Ale tutaj jest przysłowiowy pies pogrzebany.

Ostatnio przeczytałem, że w Polsce, w ubiegłym sezonie zostało wykupionych niespełna 11 tys. licencji zawodniczych. Gdyby do tego doliczyć amatorów zrzeszonych i niezrzeszonych można by być może uzyskać liczbę ok. 50 tys.. Mówiąc bardzo delikatnie jest to liczba jak na prawie 40 – milionowy naród zdecydowanie za mała.

W Niemczech w tenisa stołowego gra według różnych statystyk ok. 7 – 9 mln. osób. Zdecydowanan większość z tej grupy jest członkami klubów i stowarzyszeń sportowych i bierze udział w regularnych rozgrywkach. Najczęściej są to różnego rodzaju ligi amatorskie lub system turniejów indywidualnych, drużynowych i deblowych na terenie całego kraju.

Wszystko to dzieje się pod auspicjami Niemieckiego Związku Tenisa Stołowego, który czerpie z tego wielomilionowe profity.

Nie twierdzę, że wszystko to da się porównać i przenieść do realiów naszego kraju.

Takie czynniki jak zamożność społeczeństwa, kultura i moda na uprawianie sportu jest na pewno w obydwu krajach inna, ale bez przesady!

Trochę dobrej woli, parę zmian w przepisach i mądrych pociągnięć menedżersko-promocyjnych mogłoby zdziałać cuda.

Na nic nie przyda się nawet najlepsza kampania promocyjna w telewizji jeśli równolegle nie będzie działań odgórnych (PZTS, Ministerstwo Sportu) i oddolnych (OZTS-y, miasta, gminy, wsie, szkoły) mających jeden cel: sprawić, by tenis stołowy w naszym kraju stał się modny i popularny.

Cóż np. stoi na przeszkodzie, by przy popularności Tomka Krzeszewskiego i jego kontaktach w Polsacie nie rozpropagować ogólnopolskiej akcji typu: wakacje z rakietką i nie zaangażować w to największych rodzimych sław trenerskich i zawodniczych?

Cóż nam wadzi, by poprzeć ciekawe pomysły Waldka Czapskiego i innych podobnych zapaleńców naszego sportu? Może być przecież tylko lepiej!

Było o medialności i masowości tenisa stołowego.

Pozostaje trzeci czynnik, również bardzo ważny: wychowanie zawodnika na miarę Andrzeja Grubby.

Bez wielkiego nazwiska jak Kubica, Smolarek, czy Małysz będzie bardzo trudnoniszowej dyscyplinie sportu jaką jest dziś tenis stołowy w naszym kraju spopularyzować tenis stołowy.

Będzie to łatwiej osiągnąć nawet na zasadzie prawdopodobieństwa, kiedy za 10 lat wykupionych licencji będzie 10 razy więcej, a ruch amatorski będzie liczył miliony.

Wszyscy będą zadowoleni: kluby, bo będą miały więcej zawodników, PZTS, bo będzie miał z kogo wybierać, telewizja, bo ona kocha masowość, sponsorzy, bo kochają telewizję, trenerzy, bo wreszcie zaczną godziwie zarabiać, producenci i dystrybutorzy sprzętu, bo będą zarabiać krocie, wreszcie kibic w kapciach, bo przy piwku będzie cieszył się z medalu Polaków na MŚ, czy ME.

 

Zbyszek Stefański

Dodaj komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

NEWSLETTER

Zapisz się do newslettera i bądź zawsze na bieżąco

O nas

Portal www.time-out.pl powstał w głowie 2 osób Zbyszka Stefańskiego i Rafała Kurowskiego. Nie udało mi się ustalić dokładnej daty rozpoczęcia naszej działalności. ale po kolei....
Czytaj więcej

Na skróty

Facebook

Znajdź nas na Facebooku