Gorący news

Zapraszamy na zakupy do sklepu stacjonarnego i internetowego www.ustefiego.pl

 

<

Podwójny pech


Ta makabryczna historia wydarzyła się w 2005 roku. Aby oddać powagę wydarzenia muszę streścić pokrótce swoją sytuację. W mieście, w którym mieszkam odbywa się rokrocznie tylko jeden turniej tenisowy. Nie jest to żaden OTK czy WTK, ale lokalne zawody organizowane przez Rady Osiedlowe. Można wygrać na nim puchar, więc jest on ważny dla hobbystów tenisa stołowego mieszkających w pobliżu. Tym bardziej, że ani w mieście, ani w okolicy nie ma żadnego klubu czy sekcji. Dlatego jest to praktycznie jedyna okazja aby sprawdzić swoje umiejętności i nawiązać sportowe znajomości.

Jak zwykle ostro trenowaliśmy u kolegi na strychu aby dobrze wypaść i zgarnąć główne nagrody. Odbijaliśmy piłkę długimi godzinami, przy czym staraliśmy się naśladować najlepszych: Bolla, Schlagera, Błaszczyka i innych. Tak to jest jak się nie ma trenera…

Ostatniego dnia przed rozpoczęciem zawodów wydarzyła się „tragedia”. Próbowałem wykonać topspin bekhendowy ala Kreanga. Zrobiłem zamach, uderzyłem piłeczkę i usłyszałem huk. Rakietka wyślizgnęła mi się z ręki i uderzyła z całym impetem w ścianę. Niestety od mojej starej, dobrej „Tajwanki” odłamała się rączka. Miała dla mnie dużą wartość. Grając nią stawiałem pierwsze kroki przy stole tenisowym. Ale nic. Przebolałem jakoś jej stratę. Od razu poszedłem do sklepu po nową rakietkę. Kupiłem Stigę za 60 zł. Już po kilku odbiciach wiedziałem, że to nie to. Ale cóż, grać trzeba…

Prawdziwy koszmar wydarzył się jednak następnego dnia. Gdy się obudziłem miałem ponad 38 stopni gorączki. A był to przecież dzień turnieju.
Podwójny pech – pomyślałem. Postanowiłem jednak udać się na zawody. Czekałem na nie w końcu cały rok. Wziąłem środki przeciwbólowe i pojechałem. Po turnieju byłem u lekarza i okazało się, że to grypa. Wyniku zawodów więc łatwo się domyślić. Totalna porażka! Pierwszy mecz jeszcze po mękach wygrałem. Zmęczony 5-setowym pojedynkiem w drugim szybko przegrałem 4:0. Moim przeciwnikiem był kolega, z którym się przygotowywałem do turnieju. Później zwyciężył on zresztą także w całych zawodach. A podczas treningów regularnie ze mną przegrywał…

Na pocieszenie pozostaje mi fakt, że w 2006 roku to ja stanąłem na najwyższym stopniu podium.

samuraj

3. nagroda w naszym konkursie

Dodaj komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

NEWSLETTER

Zapisz się do newslettera i bądź zawsze na bieżąco

O nas

Portal www.time-out.pl powstał w głowie 2 osób Zbyszka Stefańskiego i Rafała Kurowskiego. Nie udało mi się ustalić dokładnej daty rozpoczęcia naszej działalności. ale po kolei....
Czytaj więcej

Na skróty

Facebook

Znajdź nas na Facebooku